Kontuzje są częścią kariery każdego piłkarza, gdyż wiele lat gry i treningów na wysokiej intensywności powoduje wiele urazów. Część z nich powoduje przerwę na kilka dni lub tygodni, niektórzy zawodnicy mają jednak większego pecha. Czasem urazy kończą wielkie kariery i bardzo blisko takiej rozwoju wypadków był Santi Cazorla, który w 2016 roku w meczu Arsenalu z Łudogorcem zszedł przedwcześnie z boiska z powodu kontuzji ścięgna Achillesa.
W kolejnych dwóch latach Hiszpan przeżył piekło, które mogło zakończyć jego bogatą karierę, a konsekwencje mogłyby być nawet gorsze – mógłby mieć problemy z poruszaniem się. Po ponad 10 operacjach rany nie mogły się zabliźnić, przez co w ścięgno wdała się infekcja, która wyżarła jego część.
Latem 2018 roku podpisał kontrakt z Villarreal, nie mając jednak większych nadziei na powrót do piłki na wysokim poziomie. Po okresie przygotowawczym miało być wiadomo, czy Cazorla jest gotowy do gry. Okazało się, że Hiszpan stał się jednym z najlepszych pomocników ligi, miażdżąc poziomem swoich kolegów z drużyny i niemal samodzielnie utrzymując klub w La Liga. Na wszystkich frontach strzelił 7 goli i zaliczył 11 asyst, z czego 4 bramki i 10 ostatnich podań padły jego łupem w lidze.
Tak wspaniała gra musiała poskutkować powołaniem 34-latka do reprezentacji Hiszpanii, po ponad 4-letniej przerwie. Zawodnik jest idealnym przykładem dla innych, którzy zmagają się z poważnymi urazami – do gry na poziomie można wrócić, pomimo najgorszych diagnoz.