O finał imprezy w ATP Miami walczyli z legendarnymi bliźniakami Bryan. Starcie trwało 2 dni, a o zwycięstwie zadecydowało zaledwie kilka piłek. Spotkanie zakończyło się wynikiem 7:6(7), 6:7(8), 14–12 na korzyść braci Bryan.
Choć Łukasz Kubot i Marcelo Melo zeszli z kortu pokonani, to trudno jest nie pokusić się o stwierdzenie, że nie powinno być w tym spotkaniu przegranych. W końcu tak zaciętej, a przede wszystkim dobrej rozgrywki deblowej świat tenisowy nie widział od dawna
Zarówno bracia Bryan, jak i Kubot z Melo zagrali na najwyższym poziomie. Kubot i Melo jeszcze nigdy nie stawili wielokrotnym triumfatorom wielkich szlemów i wieloletnim liderom światowego rankingu debla tak dużego oporu. Po raz pierwszy też grali ze sobą tak długo. Na zakończenie spotkania trzeba było poczekać 2 dni. Zacięty pojedynek przerwał raz deszcz.
O losach wszystkich setów zadecydowały detale. O czym najlepiej świadczy fakt, że w każdej odsłonie meczu o wygranej danej partii musiał zdecydować tie-break. W pierwszym secie, który, jak się później okazało, był jedynie rozgrzewką przed nadchodzącą bitwą, nieco lepsi okazali się Amerykanie. Druga część spotkania przebiegała podobnie do takiego stopnia, że legendarni bliźniacy mieli piłki meczowe. Wtedy jednak Kubot i Melo włączyli dodatkowe pokłady sił.
Na początku stopniowo drażnili rywali broniąc jedną,drugą i trzecią piłkę meczową, Następnie przełamali bliźniaków i wygrali seta doprowadzając do super tie-breaka. Tutaj mecz znowu przybrał nowych barw.
Tenisiści zaczęli się nawzajem gonić. Najpierw góra byli jedni, potem drudzy. Gdy jedni wypracowali już sobie przewagę, to drudzy natychmiast ich doganiali. Oba duety były bezbłędne i agresywne. Zupełnie jakby mecz dopiero się zaczął a rywale potrafili czytać w myślą przeciwnikom.
Ten niesamowity pokaz możliwości i wytrzymałości psychicznej (w końcu nie łatwo jest nie rozpraszać się ciągłą zmianą prowadzących) wygrali ostatecznie bliźniacy. Kubot i Melo zdołali w ostatniej partii spotkania obronić jeszcze jedną piłkę meczową przy stanie 11-12, ale później górą byli już tylko Bryanowie. Jednak nie tylko Amerykanie dostali owację na stojąco, a oba duety. Publika wręcz kipiała z emocji, których im dostarczyli Bryanowie z Kubotem i Melo.
Krótko podsumowując spotkanie można jak najbardziej stwierdzić, że pierwsze oznaki powrotu do najwyższej formy Kubota i Melo, które były widoczne w finale Indian Wells, nie są już tylko oznakami. To jest rzeczywistość. Kubot i Melo znów grają na najwyższych obrotach i perfekcyjnie współpracują na korcie. To dobry znak, W końcu do wielkoszlemowego Roland Garros i Wimbledonu coraz bliżej.
zdjęcie: źródło