7 września mógł być jednym z najlepszych dni tegorocznego US Open. W południe do walki o tytuł przeciwko legendzie debla stanęli odrodzeni Łukasz Kubot i Marcelo Melo. Wieczorem czekała na widzów prawdziwa uczta. Pojedynek gigantów z Południa Rafy Nadala i Juana Martina del Potro miał być rewelacją turnieju…
Piątkowy poranek w Nowym Jorku był prawdziwym ukłonem w stronę tenisistów. Spełniło się chyba jedno z największych marzeń tegorocznego US Open. Prośby narzekających na fatalne warunki atmosferyczne tenisistów, zostały wysłuchane. Doszło do załamania pogody. Temperatura powietrza spadła o 10 stopni, utrzymując się na poziomie między 21-24 stopni. Co prawda nie zmniejszyła się wilgotność powietrza, ale już sam spadek temperatury może być bardzo pomocny. Przy tak dużym spadku temperatury, ciało tenisisty może ponownie pracować w znanych sobie warunkach, co jest niemożliwe w skrajnych upałach, kiedy temperatura jego ciała podczas wysiłku jest znacznie większa niż przeciętnie. Wydawałoby się więc, że nowe warunki pogodowe będą sprzyjać w rozgrywaniu zaciętych pojedynków. Czy tak właśnie było?
US Open nie dla Kubota i Melo
Mecz finałowy męskiego debla rozpoczął się chwilę po godzinie 18:00 polskiego czasu. Przeciwnicy „naszej dwójki”, Mike Bryan i Jack Sock, wyszli na kort z jednym dniem wolnego więcej. Oczywiście krótsza przerwa ma znaczenie, gdy wychodzi się na finał wielkiego szlema, a twoim przeciwnikiem jest żywa legenda debla, czyli Mike Bryan, który zdobył aż 17. szlemów. Nie oznaczało to jednak, że „nasza dwójka” była nieprzygotowana. Miała swoje szanse. Jednakże amerykański duet był od początku meczu po prostu lepszy od polsko-brazylijskiej pary. Kubot i Melo mieli małe problemy w komunikacji, a do tego Amerykanin Jack Sock odbierał dosłownie każdą piłkę. Zupełnie jakby był perfekcyjną maszyną.
Najwyraźniej nie był to dzień „naszej dwójki” Jednakże z ich dotarcia do finału płyną pozytywne komunikaty. Awans do finału oznacza, że powraca ich dobra forma, oraz że są w stanie walczyć o największe stawki i wygrywać turnieje.
Patrząc na grę, jaką zaprezentowali na tegorocznym US Open, wydaje się, że jeszcze usłyszymy o tym duecie, i kto wie, może „nasza dwójka” odzyska nawet pierwsze miejsce w rankingu w najbliższym sezonie.
Półfinały męskiego singla obyły się bez zapowiadanych fajerwerków. Co więcej, Rafa Nadal nie obroni zeszłorocznego tytułu.
Wczorajszego wieczoru chyba wszyscy miłośnicy tenisa czekali na starcie rakiety nr 1 światowego tenisa, Rafy Nadala, z argentyńską nadzieją, Juanem Martinem del Potro. Wszyscy zastanawiali się czy Del Potro przełamie wielkoszlemową passę i pierwszy raz w tym roku pokona hiszpańskiego mistrza.
Od początku, mecz zapowiadał się na nieziemskie widowisko. Już w pierwszych gemach doszło do przełamań po obu stronach siatki. Mecz był bardzo wyrównany. Panowie pokazywali tenis z najwyższej półki. Świadczy o tym sam fakt, że set trwał 1,5 godziny i został rozstrzygnięty dopiero w tie-breaku. Zrobiło się też bardzo ciekawie, ponieważ wspomnianego tie-breaka nie wygrał faworyt spotkania tylko Del Potro. Po tak zaciętym pierwszym secie wszyscy zacierali ręce na długie spotkanie będąc pewnym, że czekają ich spore emocje. Niestety zapowiadało się na gorszy scenariusz.
W pierwszym secie, przy stanie 4:3 dla Nadala, Hiszpan poprosił o pomoc medyczną. Posłuszeństwa odmówiło mu prawe kolano. Do końca drugiego setu aż 3 razy prosił o pomoc medyczną, a jego stan pogarszał się z każdą sekundą. Pod koniec drugiego seta nie był już wstnie dobiegać do piłek i nawet chodzenie sprawiało mu ból.
Po dwóch setach Nadal podjął w końcu decyzję. Nieco historyczną, gdyż do tej pory, Hiszpan skreczował tylko 2 razy w karierze na wielkoszlemowej imprezie, ale nigdy w półfinale. Podjęcie decyzji o 3. skreczu skomentował na konferencji prasowej mówiąc, że to już po prostu nie był tenis, gdy jeden zawodnik gra dobrze, a drugi stoi tylko na jednej nodze.
Niestety nie lepiej wypadło drugie spotkanie półfinałowe. Na szczęście nie doszło w nim do skreczu żadnego z zawodników, ale tylko jeden z nich zaprezentował tenis godny finału. Mowa oczywiście o Novaku Djokovicu, który rozprawił się z Japończykiem Kei Nishikorim w ekspresowym tempie. Japończyk nie miał zbyt wiele do powiedzenia i większość gemów przegrywał do zera lub z jednym punkcie na swoim koncie.
Pozostaje mieć nadzieję, że finałowe spotkanie przyniesie więcej emocji. Spotkają się w końcu posiadacze świetnych serwisów, którzy dzięki temu nie dadzą się łatwo przełamać. Aby do tego przełamania doszło będą musieli grac różnorodnie i niezwykle sprytnie, a to może oznaczać wiele nietypowych rozwiązań i duży gry przy siatce, która jest zawsze niezwykle interesująca, ponieważ jest piekielnie trudna.
Pierwszeństwo mają Panie
Zanim dojdzie do finału Novak Djokovic vs. Juan Martin del Potro, czeka nas pojedynek Sereny Williams z Naomi Osaką. Dla Williams mecz ten będzie oczywiście okazją do pobicia kolejnych historycznych rekordów i umocnienia swojej pozycji królowej tenisa. Dla Naomi będzie to pierwszy finał w tej imprezie. Tenisistka jest pierwszą Japonką, która awansowała do finału US Open, więc na pewno oczy całej Japonii będą skierowane tylko na nią. Osaka jest sensacją tego turnieju i zawodniczką, która prezentowała najsolidniejszy tenis. Pytanie tylko czy Japonka wytrzyma presję gry z tak legendarną tenisistką, której dodatkowo będzie kibicować cała widownia, i zdoła ugrać seta lub wygrać pojedynek…
Transmisja damskiego finału dzisiaj od godziny 22:00 polskiego czasu na antenie Eurosport i Eurosport player.
Finał męskiego finału w niedzielę 9 września od 22:00 czasu polskiego również na antenie Eurosportu.
Nie wiesz, jak ruszyć z biznesem? Dowiedz się!
PRZECZYTAJ TAKŻE: Osoby w muzeum, które pasują do dzieł sztuki – f7city.pl
PRZECZYTAJ TAKŻE: Niemcy wrócili?! Kontrowersyjna kampania Capitolu – f7wroclaw.pl
Zdjęcie główne: źródło